poniedziałek, 29 grudnia 2014

W domu, czy w klubie? Gdzie spędzić Sylwestra?



"Hej! A Ty, co robisz w Sylwestra?"
No właśnie. Bawić się trzeba, ale gdzie? 



W tym roku z tym Sylwestrem to mamy (czyli ja i Ryszard, albo Ryszard i ja - jak kto woli) sporo dylematów. Wcześniej było tak, że już od początku grudnia, a nawet wcześniej, miałam jakiś plan i mogłam się przygotować mentalnie. Gdy ktoś mnie pytał, co będę robić, to od razu miałam przygotowaną odpowiedź: będę tu a tu, z tymi a tymi, no będę robić to a to. Proste.
W tym roku wszystko się skomplikowało...

Nie lubię Sylwestrów. A to tylko dlatego, że nie lubię, jak ktoś mi mówi, co mam robić. A te Sylwestry to właśnie takie są. Że niby koniecznym jest, by się szampańsko bawić, bo inaczej to lipa, a nie Sylwester. Wszyscy tak się nadymają, że zaraz im portki rozsadzi. Chcąc nie chcąc, wielkie sylwestrowe nadęcie udziela się i mnie, bo w końcu jestem zoon politikon i wiem, co w trawie piszczy.

Wracając do skomplikowanej sylwestrowej sytuacji. Nie w tym rzecz, że mam tyle zaproszeń, co Harry Potter do Hogwartu. Nie, nie. Wręcz przeciwnie. Mam zaproszenie jedno, może dwa, i fajnie, bo to domówka, ze znajomymi. Jednak pierwszy raz stwierdziłam, że... może jednak iść do klubu. O dziwo, Rychu też się wahał. Skoro już nawet Rych nie wie, co wybrać, oznacza to jedno - czas zrobić listę.

Oto przed Wami lista plusów i minusów wyjścia do klubu na imprezę sylwestrową. Problem w tym, że każdy ma inną piramidę wartości, więc dla każdego argument przeważający szalę w jedną lub drugą stronę może być inny. Mam jednak nadzieję, że tym niezdecydowanym jednak trochę ta lista pomoże w rozwiązaniu ostatniego problemu roku 2014 (ojojoj! te problemy pierwszego świata... też nad nimi ubolewam. smutek)
































Czy ten Nowy Rok powitać w klubie?

1.

PRZECIW: Za zabawę w klubie trzeba płacić. I to zazwyczaj całkiem sporo. Rzadko zdarza się, by cokolwiek innego było w cenę w liczone niż "super zabawa i wyśmienita atmosfera". Czasem dadzą o dwunastej kieliszek ruskiego szampana. 

KONTRARGUMENT: Okej, tu nie mam żadnego kontrargumentu. Nie rozumiem, dlaczego za wejście do klubu w sylwestrową noc trzeba tak słono płacić. Bo chyba nie za "super zabawę i wyśmienitą atmosferę". Jeżeli klub tego nie ma w każdy weekend, to biedni jego bywalcy. 

2.

ZA: Nie ma nikogo, kto by ucierpiał przy organizowaniu imprezy. Można skakać po stołach, tłuc, harcować i bałaganić.

KONTRARGUMENT: Organizatorzy domówek to dla mnie bohaterzy. Sama raz w akademiku urządziłam "pokojówkę" i skończyło się na rozbitym oknie i tonącym laptopie. Ale imprezę wspominam miło, bo tak czy siak, wszyscy ze wszystkim pomagali i było przez długi czas o czym rozmawiać. Wiadomo, że najłatwiej jest przyjść, nabroić i pójść, jednak trzeba mieć wiarę w ludzi (w końcu to Twoi znajomi!), że w końcu istnieją dobre duszyczki, które ogarną ten chaos.

3.

PRZECIW: Nie ma gdzie usiąść. (To argument Rycha)

KONTRARGUMENT: Idziesz na imprezę siedzieć, czy tańczyć, zwiedzać, poznawać nowych i (starych) ludzi? Poza tym, na domówkach też jest zazwyczaj tłoczno, a i sof i krzeseł nie posiada się w Bóg wie jakich ilościach.

4.

ZA: Można poczuć odświętną atmosferę. Można w końcu się ładnie ubrać i pokazać się ludziom. O, na przykład jak na tym zdjęciu, gdzie na bal pojechałam z Johnnym...



KONTRARGUMENT: Jeśli komuś już tak bardzo zależy na ładnym ubraniu, to kto broni się ładnie ubrać na domówkę? Tylko najpierw wypada zapytać organizatora, czy można zostać w butach, bo tak w skarpetkach paradować to przecież nie wypada... ;>

5.

PRZECIW: Nie wszyscy znajomi chcą iść do klubu.

KONTRARGUMENT: Nie wszyscy znajomi chcą też iść na domówkę. Albo nie mogą iść, bo nie są zaproszeni, a w żadnym wypadku nie da się już wkręcić więcej osób. Do klubu może iść każdy, byle miał ze sobą many...

6.

ZA: Można poznać nowych ludzi (networking, networking...)

KONTRARGUMENT: Może się okazać, że ci nowi ludzie, to jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. Jest się skazanym na ich towarzystwo przez całą noc, bo wyjść nie wyjdziesz, bo szkoda zapłaconych pieniędzy. Na domówkach ma się zazwyczaj sprawdzone towarzystwo, i nawet czasami, jak się za kimś nie do końca przepada, można odnaleźć grono, za którym się przepada (i to bardzo). Poza tym, w klubach tego dnia jest dużo przyjezdnych i zagraniczniaków, tak więc nawet Twój ukochany klub może zmienić się w miejsce nie do poznania.

7.

PRZECIW: W klubie nic nie zjem, a na domówce tak.

KONTRARGUMENT: I znowu pytam: czy na imprezę idziesz się bawić, czy najeść się jak prosię? Nawet jak się idzie na imprezę w zwykły piąteczek, to przecież kebaba się je dopiero PO wyjściu z klubu. Uwierzcie mi, kebaby nie przepuszczą okazji, by w ten "wyjątkowy" wieczór się nie najeść kasiorki.

8.

ZA: W klubie zazwyczaj tańcom towarzyszy dobra muzyka. W domu każdy chce być didżejem i kończy się na tym, że słuchamy Kombi.



KONTRARGUMENT: W klubie też może lecieć jakaś szmira. Wypada wcześniej sprawdzić, kto gra, żeby nie przeżyć rozczarowania. Dla mnie na imprezach dobra muzyka to podstawa, inaczej, nawet przy doborowym towarzystwie, staję się grymaśna, więc na domówce zawsze mam możliwość przeciśnięcia się do laptopa, gdzie mogę zaproponować soczyste muzyczne kąski. Z resztą... po dwunastej to już raczej będzie obojętne, czy z głośników słychać "Nasze randez-vous".


***


To chyba tyle. A co Wy wybraliście? Klub, czy nie-takie-znów-ciche domowe zacisze? Macie jeszcze jakieś inne argumenty za i przeciw, które powinny znaleźć się na liście?

Powiem Wam w sekrecie, że z Rychem wybraliśmy domówkę. Przebieraną. Przebieramy się za zawody. Nie za wody (Rychu chciał się przebrać za Kroplę Beskidu). Ja jeszcze nie mam pomysłu. I znów dylemat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz